Ostatnio nasz dział biznesowy miał spore kolejki. W wyniku awarii wpadła masa zgłoszeń, a ponieważ dział klienta indywidualnego miał względny spokój, postanowili nas wysłać do prawdziwego piekła.
Rękoma i nogami zapierałam się, byle tylko nie wylądować wśród BIZNESOWCÓW.
Zabawne... alejka biznesowa trzyma się zawsze razem. Nawet jeśli połowa nie pali, to i tak wychodzą na fajkę wszyscy, a rano... obowiązkowo do Reala po paluszki. Biznes bez paluszków nie zaczyna!
Mają tam jednego takiego agenta.
To co odwala w kierunku klientów to poezja, aczkolwiek robi to tak umiejętnie, że nikt nie jest w stanie tego wychwycić.
Ostatnio przyszło mu odpisywać na zgłoszenie z zapytaniem o rezygnację, które wysłała Szkoła Policji w miejscowości X.
Odpowiedź wyglądała następująco:
Chciałbym poinformować, iż rezygnacja jest możliwa poprzez wysłanie........
W celu uwierzytelnienia pisma należy......
Dokument proszę wysłać na adres...
Pragnę dodać, że numer zostanie przeniesiony do oferty na kartę....
Z poważaniem...
Zawsze żyłam w przekonaniu, że większość firm to "Bud-Med Jan Kowalski", "Sklep Spożywczy Iwona Nowak". Aż tu nagle widzisz firmy typu salon wróżb, wypożyczalnia wodzirejów weselnych, night club Sexy Ladies, albo firmę z pewną erogenną częścią ciała w nazwie (n/c). Trafił się też sklep z zabawkami, ze słodką, zdrobniałą nazwą, gdzie ustawione hasło abonenckie to "PIERDOLSIE". Albo firma Bogdan Tańczy, Śpiewa, Recytuje (imię zmienione) lub moja ulubiona firma zajmująca się wypożyczeniem babci.
Polacy to jednak mają łeb do biznesu.
Contact Center ✿ sucks
Pracuje na BOK więc wiem co to jest hardcore, dz!wko.
środa, 11 grudnia 2013
czwartek, 14 listopada 2013
Na tropie lewych konsultantów
Każdy operator posiada salony działające na zasadzie franczyzy, tj. ktoś ma przestrzeń w hipermarkecie i decyduje się na otwarcie salonu. Otwiera, zatrudnia ludzi, "szkoli ich". Często zdarza się, iż są to "pociotki" pracodawców, toteż wielu rzeczy nie potrafią załatwić należy.
Pewnego dnia przeszłam się do salonu (dalej POSu) w celu ustalenia co stało się z moim starterkiem, a akurat miałam dni wolne od pracy, więc nie mogłam sprawdzić samodzielnie - swoją drogą to co się z nim stało to historia na osobny post : ). Siedział sobie młody chłopak w konsultanckiej koszulce, wtem nagle wpadł klient. Jak Filip z konopi! Nie spodziewałam się, że szaleńcy atakują także POSy, bo akurat call center jestem w stanie zrozumieć.
"ŻĄDAM natychmiastowo, żeby mi podłączyć numer! TERAZ!". Konsultant przystąpił do wyjaśniania, że telefon został odłączony, ponieważ wystawionych jest 5 faktur, z czego zaledwie jedna jest uregulowana. Dodatkowo na koncie pojawiła się nota obciążeniowa za przedterminowe rozwiązanie umowy w kwocie, bagatela - 1300zł. Klient był aż purpurowy, domagał się wyjaśnienia jak może uniknąć płacenia kary. Konsultant mówi, że się nie da i koniec. Należy to zapłacić.
Uaktywniłam się więc ja.
Ja: Dlaczego nie zaproponował Pan klientowi reaktywacji?
Konsultant: Czego?
Ja: <facepalm> Reaktywacji... to jest porozumienie do umowy, na mocy którego nota jest anulowana a Pan kontynuuje umowę.
Klient z radością wysłuchał mnie - MNIE, zwykłego szaraczka, który pojawił się w salonie, podczas gdy konsultant siedział i zapisywał. Zdradziłam się panu pracownikowi oraz poinformowałam go o dalszym krokach postępowania. Klient serdecznie mi podziękował.
Pewnego dnia wybrałam się do innego salonu w mniejszej miejscowości w pomorskim. Salon spory, a za "ladą" siedziała jedna Pani - młoda i o ironio blondynka. Oglądałam sobie telefony i wtedy weszła Pani około 50tki. Poprosiła aby konsultantka ustawiła jej MMS-y ponieważ sama ma bezwład prawej ręki. Blondynka spojrzała się na Panią po czym pokazała swoje długaśne tipsy i oznajmiła, że ona w tym momencie też ma "niedysponowane" dłonie.
Czujecie? Kopara opadła mi poniżej poziomu morza. Znowu okazałam się kapitanem ameryką i pomogłam z konfiguracjami. Wzięłam też od blond piękności numer SID i zgłosiłam to do kierownika.
Nie to, żebym chciała komuś robić pod górkę, ale potem CI klienci piszą zdenerwowani DO NAS i to my obrywamy za salon.
Wiecie, że ani razu nie byłam świadkiem kompetentnej obsługi?
Zdarzyło się też raz, że konsultant w salonie wysłuchiwał zrzędzenia klienta, po czym dał mu ulotki, żeby klient je roznosił po centrum.
Albo równie ciekawa sytuacja, gdy klientowi przyznaliśmy trzy kubki firmowe w zamian za brak uchwytu samochodowego do telefonu. Klientowi przyniesiono kubki z zaplecza - CAŁE BRUDNE od kawy. Klient żądał wydania nowych, ale konsultant odpowiedział, że jeśli klient chce to może je sobie umyć u nich na zapleczu i wziąć do domu.
Nie wychodzę z podziwu.
Pewnego dnia przeszłam się do salonu (dalej POSu) w celu ustalenia co stało się z moim starterkiem, a akurat miałam dni wolne od pracy, więc nie mogłam sprawdzić samodzielnie - swoją drogą to co się z nim stało to historia na osobny post : ). Siedział sobie młody chłopak w konsultanckiej koszulce, wtem nagle wpadł klient. Jak Filip z konopi! Nie spodziewałam się, że szaleńcy atakują także POSy, bo akurat call center jestem w stanie zrozumieć.
"ŻĄDAM natychmiastowo, żeby mi podłączyć numer! TERAZ!". Konsultant przystąpił do wyjaśniania, że telefon został odłączony, ponieważ wystawionych jest 5 faktur, z czego zaledwie jedna jest uregulowana. Dodatkowo na koncie pojawiła się nota obciążeniowa za przedterminowe rozwiązanie umowy w kwocie, bagatela - 1300zł. Klient był aż purpurowy, domagał się wyjaśnienia jak może uniknąć płacenia kary. Konsultant mówi, że się nie da i koniec. Należy to zapłacić.
Uaktywniłam się więc ja.
Ja: Dlaczego nie zaproponował Pan klientowi reaktywacji?
Konsultant: Czego?
Ja: <facepalm> Reaktywacji... to jest porozumienie do umowy, na mocy którego nota jest anulowana a Pan kontynuuje umowę.
Klient z radością wysłuchał mnie - MNIE, zwykłego szaraczka, który pojawił się w salonie, podczas gdy konsultant siedział i zapisywał. Zdradziłam się panu pracownikowi oraz poinformowałam go o dalszym krokach postępowania. Klient serdecznie mi podziękował.
Pewnego dnia wybrałam się do innego salonu w mniejszej miejscowości w pomorskim. Salon spory, a za "ladą" siedziała jedna Pani - młoda i o ironio blondynka. Oglądałam sobie telefony i wtedy weszła Pani około 50tki. Poprosiła aby konsultantka ustawiła jej MMS-y ponieważ sama ma bezwład prawej ręki. Blondynka spojrzała się na Panią po czym pokazała swoje długaśne tipsy i oznajmiła, że ona w tym momencie też ma "niedysponowane" dłonie.
Czujecie? Kopara opadła mi poniżej poziomu morza. Znowu okazałam się kapitanem ameryką i pomogłam z konfiguracjami. Wzięłam też od blond piękności numer SID i zgłosiłam to do kierownika.
Nie to, żebym chciała komuś robić pod górkę, ale potem CI klienci piszą zdenerwowani DO NAS i to my obrywamy za salon.
Wiecie, że ani razu nie byłam świadkiem kompetentnej obsługi?
Zdarzyło się też raz, że konsultant w salonie wysłuchiwał zrzędzenia klienta, po czym dał mu ulotki, żeby klient je roznosił po centrum.
Albo równie ciekawa sytuacja, gdy klientowi przyznaliśmy trzy kubki firmowe w zamian za brak uchwytu samochodowego do telefonu. Klientowi przyniesiono kubki z zaplecza - CAŁE BRUDNE od kawy. Klient żądał wydania nowych, ale konsultant odpowiedział, że jeśli klient chce to może je sobie umyć u nich na zapleczu i wziąć do domu.
Nie wychodzę z podziwu.
niedziela, 20 października 2013
Internetowi pożeracze gotówki
Ostatnio duża część moich znajomych zamieściła (lub jak zwykle ten spam sam się rozsiał) na tablicy na facebooku coś w tylu "Dostałem darmowe doładowanie! To działa!" Siedziałam chwilę zastanawiając się, jakim trzeba być kretynem, żeby się na to złapać.
Okazuje się, że takich kretynów jest całkiem sporo.
Klienci, którzy przedstawiają swoje sapy, bo otrzymują po kilka SMS-ów dziennie z serwisów takich jak BADABEE. Wysyła on właśnie spam zachęcający do zapisania się na stronie i odebrania "darmowego" doładowania konta. Faktycznie konto jest zasilane, ale niczego nieświadomy użytkownik płaci za to doładowanie znacznie więcej. Codziennie dostaje kilka SMS-ów, np. po 11zł na sztukę (tak, za odebranie tegoż esa) a gdy tylko zobaczy je na fakturce dzwoni lub pisze do nas. "WY ZŁODZIEJE", "NACIĄGACZE". Uwierzcie mi, ciężko takim awanturnikom wyjaśnić, że my tej kasy nie bierzemy dla siebie, lecz przekazujmy ją usługodawcy, który sobie jakąś stawkę za każdą wiadomość zaśpiewał.
Do wszystkich, których to dotknęło... operator nie wyłączy tej subskrypcji, bo nie ma ku temu narzędzi. Można ją dezaktywować poprzez wysłanie wiadomości "STOP BD" pod numer 60235. Esemes ten oczywiście nie jest bezpłatny, warto zatem zapoznać się z cennikiem operatora.
Kolejny przykład, tym razem zabawny.
Ja: Witam w Play tu....
Klientka: PROSZĘ MI ODDAĆ PIENIĄDZE!
Ja: W czym jest problem?
Klientka: Córka doładowała eurogąbki (waluta na NK :P) i wpisała swój numer i zaznaczyła, ze to oranż a to plej i nie dostała eurogąbek a pieniądze gdzie? NO GDZIE?! No u was! Pani mi w tej chwili prześle eurogąbki! Ja może podam konto córki na en-ka to pani ją znajdzie i jej to doładuje!
Ja: ?????
Po czym zaczeła mi przeliterowywać "godność" córki na naszej klasie, która wyglądała na zasadzie "k@$!3Nka ;* M@L!nK@ M@llll!n0w$kaaa".
Eurogąbek nie udało mi się odzyskać, bo ciężko mi powiedzieć, gdzie taka waluta się księguje na naszych saldach : ( Odesłałam klientkę do obsługi NK, bo co miałam zrobić.
Żeby nie było, że nie chciałam pomóc... Operator z NK nie ma nic wspólnego.
Płatne SMS-owe subskrypcje to ciężki temat.
Ludzie z reguły mówią "nic nie wysyłałem", ale ich numer nie wziął się z sufitu. Tak naprawdę każdy usługodawca wymaga wysłania SMS-a aktywującego taką subskrypcję. Jeśli nie Ty wysłałeś, to najpewniej Twoja nastoletnia córka chciała doładować sobie punkty akcji w "Słodkim Flircie", a syn przedłużyć ważność konta premium na warezach.
Kiedyś miałam Panią, która prosiła o przedstawienie skąd na jej rachunku wzięło się prawie 150zł z tytułu usług premium. Sprawdziłam historię a moją twarz rozjaśnił uśmiech.
Oświadczyłam zatem, że SMS-y premium to "pobranie elementu ze strony SexyArena". Klientka oburzona, domaga się ustalenia skąd to się wzięło w jej telefonie. Nasz dział ekspercki ds. usług specjalnych szybko ustalił kiedy i jak została wysłana wiadomość aktywująca.
Klientka zbladła, gdyż nagle przypomniała sobie, że wypadło to akurat w wieczór po tym jak jej syn wrócił z internatu zza granicy. Wszystko zrobiło się jasne a ja dostałam pozytywną ocenę i przeprosiny. Miło.
I na zakończenie smaczek~
Klient: Witam. Ja chciałbym włączyć usługi na dziewczyny!
Ja: Czyli domyślam się, że połączenia na numery specjalne
Klient: Przerwało mi trochę panią ale taaak chodzi mi o te dziewczyny do zadań specjalnych
Okazuje się, że takich kretynów jest całkiem sporo.
Klienci, którzy przedstawiają swoje sapy, bo otrzymują po kilka SMS-ów dziennie z serwisów takich jak BADABEE. Wysyła on właśnie spam zachęcający do zapisania się na stronie i odebrania "darmowego" doładowania konta. Faktycznie konto jest zasilane, ale niczego nieświadomy użytkownik płaci za to doładowanie znacznie więcej. Codziennie dostaje kilka SMS-ów, np. po 11zł na sztukę (tak, za odebranie tegoż esa) a gdy tylko zobaczy je na fakturce dzwoni lub pisze do nas. "WY ZŁODZIEJE", "NACIĄGACZE". Uwierzcie mi, ciężko takim awanturnikom wyjaśnić, że my tej kasy nie bierzemy dla siebie, lecz przekazujmy ją usługodawcy, który sobie jakąś stawkę za każdą wiadomość zaśpiewał.
Do wszystkich, których to dotknęło... operator nie wyłączy tej subskrypcji, bo nie ma ku temu narzędzi. Można ją dezaktywować poprzez wysłanie wiadomości "STOP BD" pod numer 60235. Esemes ten oczywiście nie jest bezpłatny, warto zatem zapoznać się z cennikiem operatora.
Kolejny przykład, tym razem zabawny.
Ja: Witam w Play tu....
Klientka: PROSZĘ MI ODDAĆ PIENIĄDZE!
Ja: W czym jest problem?
Klientka: Córka doładowała eurogąbki (waluta na NK :P) i wpisała swój numer i zaznaczyła, ze to oranż a to plej i nie dostała eurogąbek a pieniądze gdzie? NO GDZIE?! No u was! Pani mi w tej chwili prześle eurogąbki! Ja może podam konto córki na en-ka to pani ją znajdzie i jej to doładuje!
Ja: ?????
Po czym zaczeła mi przeliterowywać "godność" córki na naszej klasie, która wyglądała na zasadzie "k@$!3Nka ;* M@L!nK@ M@llll!n0w$kaaa".
Eurogąbek nie udało mi się odzyskać, bo ciężko mi powiedzieć, gdzie taka waluta się księguje na naszych saldach : ( Odesłałam klientkę do obsługi NK, bo co miałam zrobić.
Żeby nie było, że nie chciałam pomóc... Operator z NK nie ma nic wspólnego.
Płatne SMS-owe subskrypcje to ciężki temat.
Ludzie z reguły mówią "nic nie wysyłałem", ale ich numer nie wziął się z sufitu. Tak naprawdę każdy usługodawca wymaga wysłania SMS-a aktywującego taką subskrypcję. Jeśli nie Ty wysłałeś, to najpewniej Twoja nastoletnia córka chciała doładować sobie punkty akcji w "Słodkim Flircie", a syn przedłużyć ważność konta premium na warezach.
Kiedyś miałam Panią, która prosiła o przedstawienie skąd na jej rachunku wzięło się prawie 150zł z tytułu usług premium. Sprawdziłam historię a moją twarz rozjaśnił uśmiech.
Oświadczyłam zatem, że SMS-y premium to "pobranie elementu ze strony SexyArena". Klientka oburzona, domaga się ustalenia skąd to się wzięło w jej telefonie. Nasz dział ekspercki ds. usług specjalnych szybko ustalił kiedy i jak została wysłana wiadomość aktywująca.
Klientka zbladła, gdyż nagle przypomniała sobie, że wypadło to akurat w wieczór po tym jak jej syn wrócił z internatu zza granicy. Wszystko zrobiło się jasne a ja dostałam pozytywną ocenę i przeprosiny. Miło.
I na zakończenie smaczek~
Klient: Witam. Ja chciałbym włączyć usługi na dziewczyny!
Ja: Czyli domyślam się, że połączenia na numery specjalne
Klient: Przerwało mi trochę panią ale taaak chodzi mi o te dziewczyny do zadań specjalnych
niedziela, 29 września 2013
Dziwactwa
Każdy pracujący człowiek kiedyś w końcu będzie miał styczność z DZIWAKIEM. Oni są po prostu wszędzie.
Dwa lata temu ja, w roli niczego nie świadomej, świeżo upieczonej konsultantki wyobrażałam sobie pracę tak: podnoszę słuchawkę, odpowiadam na proste pytanie o ofertę, odkładam słuchawkę, czekam 15 minut, aż ktoś raczy zadzwonić i wszystko od nowa. Tak bardzo żyłam w kłamstwie.
Może i spodziewałam się gdzieś w głębi trudnych pytań, ciężkich pogmatwanych spraw, ale nie czegoś takiego!
Zadzwoniła kiedyś abonentka, która od początku sprawiała wrażenie nieco "innej".
Klientka: Chciałabym aby w razie mojej nagłej śmierci numer przepisała Pani na mojego syna.
Ja: Jak to w razie nagłej śmierci?
Klientka: Bo mnie proszę panią... ściga mafia berlińska...
Kopara piętro pode mną... co powiedzieć? Tłumaczę babce procedurę cesji, a nawet przepisanie numeru w razie śmierci abonenta :) Po około pięciu minutach słyszę:
Klientka: JEZU CHRYSTE! PANI GŁOS SIĘ ZMIENIA!
Ja: Słucham? Proszę się uspo-
Klientka: ONI MNIE SŁYSZĄ! ZABIJĄ MNIE! KOMPUTEROWY GŁOS! PANI PRACUJE DLA NICH! PRACUJE DLA MAFII!
Rozłączyła się pozostawiając mnie w stanie głębokiego w t f.
Wiem, wiem, że nie powinnam ale miałam ochotę jej powiedzieć "Proszę chwile poczekać, przełączę panią na Berlin..."
Kiedyś zadzwonił też do nas pedofil. TAK! Zgadza się... najprawdziwszy okaz, z krwi i kości. Miał taki niebywale miły, spokojny... pełen wręcz psychodeli głos.
Klient: Chciałbym zamówić tablet, różowy, dla dziewczynki.
Ja: Przykro mi, ale różowego tabletu nie znajdziemy, ale białe są jak najbardziej dostępne. To też taki kolor w sam raz dla córki <facet dosyć stary to ta wywnioskowałam>
Klient: Hm. To będzie prezent dla siostrzyczki...
Ja: A rozumiem. <facet około 45 lat!> W takim razie już Panu mówię jaki sprzęt znajdziemy w najniższym abonamencie.
Klient: Nie musi być najniższy. Ważne, żeby tablecik był dobry. Wie Pani, muszę ją przeprosić.
Ja: Rozumiem...
Klient: Skrzywdziłem moją siostrzyczkę. Ale mam nadzieję, że taki prezent jakoś załagodzi sytuację.
Ja: <przedstawiam ofertę z lekko podświetloną czerwoną lampką ostrzegawczą>
Klient: Proszę mi powiedzieć. Pani jest kobietą... Czy Pani wybaczyłaby komuś kto by Panią skrzywdził, tak troszeczkę...
Ja: Zawsze powinno się wybaczać - powiedziałam mając nadzieję, że chodzi o coś innego.
Klient: Pani jest miła. Takich kobiet powinno być dużo. Moja siostrzyczka na pewno też na taką wyrośnie.
Ja: Na pewno...
Klient: Dobrze, to ja wezmę ten abonament. Czy można zamówić w formie upominku? W jakiejś paczuszce czy ozdobnym kartoniku? W jakieś bajkowe motywy? Księżniczki?
Wiecie co... czułam się przez ten telefon jakby mnie macał swoim głosem. To było fatalne. CO prawda, nie opowiadał o szczegółach, ale potem posypały się jeszcze teksty typu "wzięła prezent w swoje małe paluszki", "może powinienem jej kupić jakąś ładną spódniczkę albo rajstopki".
Brrr..........
Dawno, dawno temu trafił się także samobójca. Zdarzenie opisała moja koleżanka, która zatrudniona była na długo przede mną. Facet zadzwonił i powiedział, że jedzie właśnie trasą X z prędkością prawie 200km/h i groził, że się rozbije. Co najlepsze, nie chciał niczego wynegocjować w ten sposób, żaden szantaż emocjonalny o rabat na abonament czy inne uciechy. Po prostu, chciał aby ktoś słyszał jak umiera. Ot, taki fetysz. Mówił konsultantce, że to nagranie mają przekazać do jego żony, czy tam narzeczonej, żeby słyszała, że "ten odgłos miażdżonej blachy towarzyszy rozczłonkowaniu ciała jej kiedyś ukochanego faceta". Koleżanka przerażona, wyciszyła kolesia i pobiegła po leadera spytać co ma robić. Podobno gadał z nim sam business menager ale nikt nie pamięta, albo nie chce pamiętać jak rozmowa się zakończyła...
Dziwne, chore lub przerażające. Ale to chyba jest nieodłączny element naszego społeczeństwa.
środa, 25 września 2013
Najwredniejsi z najwredniejszych
Bardzo żałuję ludzi, którzy nie szanują pracy innych. Wczoraj wieczorem siedziałam w kuchni, w pracy gdy standardowo o tej porze zjawiła się Pani sprzątająca. Wymyła całą kuchnię i wyszła by poodkurzać na "floorze". Wtedy do kuchni weszła grupka chłopaków z mrożoną pizzą (swoją drogą to ta, której reklama jest obecnie jedną z najbardziej wkurzających). Kuchcili, kuchcili i syf zostawili. Wszystko poklejone serem, przydymione, pokruszone, spadł plaster szynki usyfiony ketchupem...
Okej, to się zdarza wszędzie. Nie przypuszczałam jednak, że ludzie mają do tego stopnia głupoty w głowie, że uprzykrzają życie pracownikom biura obsługi w taki sposób.
Z problemem zgłasza się użytkownik anonimowej karty. Twierdzi, że ma problem z zasięgiem i w zgłoszeniu podaje jakiś numer stacjonarny z dopiskiem "Jeśli nie odbiorę numeru podstawowego, to proszę o kontakt na ten. Pytać o Tadeusza".
Numer podstawowy wyłączony, więc wstukuję stacjonarkę. Melodyjka, melodyjka i ktoś odbiera. Wdech i lecimy w formułką. Nazywam się tak i tak, dzwonię z biura obsługi Play w sprawie zgłoszenia, czy mogę zająć chwilę?
Po drugiej stronie słuchawki cisza i niewiele mówiące dyganie. W końcu odzywa się Pani... informując mnie, że dodzwoniłam się na antenę słuchaczy Radia Maryja z polski południowej!
Dziękuję mojemu gapiostwu, że nie wypaliłam tekstem "Czy można z Tadeuszem?"
Całe szczęście "antena Radia Maryja" nie jest transmitowana na żywo, zatem nie wbiłam się nagle na głośniki wszystkich moherowych niewiast.
Był również pewien wredny, wyjątkowy "skurwysyn" bez zbędnych ogródek.
Ta sytuacja nie przydarzyła się mi, ale jednej z moich koleżanek, która jest chyba najbardziej empatyczną konsultantką w firmie.
Gdy pod koniec wybitnie nieprzyjemnej rozmowy powiedziała "po rozmowie otrzyma Pan SMS-a z prośbą o ocenę konsultanta. Chciałabym prosić aby miał Pan na uwadze, że jest to ocena mojej pracy mimo procedur...". Chwila ciszy wśród nas. I koleżanka odkłada słuchawkę i zaczyna płakać.
Podbiegamy szybko i wypytujemy, co się dzieje. Okazało się, że klient-skurwysyn powiedział jej "Mam wyjebaną w tą twoją chujowatą ocenę! Dostaniesz ode mnie gałę za to, że sprzedajesz swoją godność za jakieś 5 czy 6 złotych miesięcznie w tej zjebanej firmie!".
Wstępnie mieliśmy plan odłączenia mu numeru od sieci, ZA KARĘ, jednak konsekwencje tego mogłyby być dla nas POTWORNE, a klient numer i tak w końcu by odzyskał.
Stwierdziłyśmy zatem, że najlepszą, niewykrywalną zemstą będzie zaspamowanie faceta pierdyliardem SMS-ów konfiguracyjnych.
Zwykłe chamstwo idzie wybaczyć, bo to kwestia wychowania, ale coś takiego nie powinno przejść bez echa.
Kolejny wielki buc. Synalek załatwiający wszystko na rzecz swojej równie napuszonej mamusi. Kazał przeczytać mi 7 odpowiedzi na 7 reklamacji. Czytam, czytam i wreszcie doszło do afery. Słowo "iż" przeczytałam jako "że". Zwyczajnie, odruchowo.
"PANI MNIE OKŁAMAŁA!" - wybuchnął gniewem zarzucając mi kłamstwo ponieważ przeczytałam dwie litery nie tak jak były napisane. Przez 30 minut rzucał we mnie błotem za te dwa słowa.
Kilka dni później sprawdziłam tego kretyna w bazie. Wysłał zgłoszenie, w którym ROZKAZUJE rozpatrującemu przyznać mu rekompensatę w formie 50-złotowego upustu na abonament za moje kłamstwo!
Kolega odsłuchał rozmowę aby ustalić o jakież to kłamstwo się rozchodzi. Po wszystkim zamknął zgłoszenie faceta z formułką "pocałuj nas gościu w dupę" ubraną w piękną i profesjonalną nomenklaturę. : )
Okej, to się zdarza wszędzie. Nie przypuszczałam jednak, że ludzie mają do tego stopnia głupoty w głowie, że uprzykrzają życie pracownikom biura obsługi w taki sposób.
Z problemem zgłasza się użytkownik anonimowej karty. Twierdzi, że ma problem z zasięgiem i w zgłoszeniu podaje jakiś numer stacjonarny z dopiskiem "Jeśli nie odbiorę numeru podstawowego, to proszę o kontakt na ten. Pytać o Tadeusza".
Numer podstawowy wyłączony, więc wstukuję stacjonarkę. Melodyjka, melodyjka i ktoś odbiera. Wdech i lecimy w formułką. Nazywam się tak i tak, dzwonię z biura obsługi Play w sprawie zgłoszenia, czy mogę zająć chwilę?
Po drugiej stronie słuchawki cisza i niewiele mówiące dyganie. W końcu odzywa się Pani... informując mnie, że dodzwoniłam się na antenę słuchaczy Radia Maryja z polski południowej!
Dziękuję mojemu gapiostwu, że nie wypaliłam tekstem "Czy można z Tadeuszem?"
Całe szczęście "antena Radia Maryja" nie jest transmitowana na żywo, zatem nie wbiłam się nagle na głośniki wszystkich moherowych niewiast.
Był również pewien wredny, wyjątkowy "skurwysyn" bez zbędnych ogródek.
Ta sytuacja nie przydarzyła się mi, ale jednej z moich koleżanek, która jest chyba najbardziej empatyczną konsultantką w firmie.
Gdy pod koniec wybitnie nieprzyjemnej rozmowy powiedziała "po rozmowie otrzyma Pan SMS-a z prośbą o ocenę konsultanta. Chciałabym prosić aby miał Pan na uwadze, że jest to ocena mojej pracy mimo procedur...". Chwila ciszy wśród nas. I koleżanka odkłada słuchawkę i zaczyna płakać.
Podbiegamy szybko i wypytujemy, co się dzieje. Okazało się, że klient-skurwysyn powiedział jej "Mam wyjebaną w tą twoją chujowatą ocenę! Dostaniesz ode mnie gałę za to, że sprzedajesz swoją godność za jakieś 5 czy 6 złotych miesięcznie w tej zjebanej firmie!".
Wstępnie mieliśmy plan odłączenia mu numeru od sieci, ZA KARĘ, jednak konsekwencje tego mogłyby być dla nas POTWORNE, a klient numer i tak w końcu by odzyskał.
Stwierdziłyśmy zatem, że najlepszą, niewykrywalną zemstą będzie zaspamowanie faceta pierdyliardem SMS-ów konfiguracyjnych.
Zwykłe chamstwo idzie wybaczyć, bo to kwestia wychowania, ale coś takiego nie powinno przejść bez echa.
Kolejny wielki buc. Synalek załatwiający wszystko na rzecz swojej równie napuszonej mamusi. Kazał przeczytać mi 7 odpowiedzi na 7 reklamacji. Czytam, czytam i wreszcie doszło do afery. Słowo "iż" przeczytałam jako "że". Zwyczajnie, odruchowo.
"PANI MNIE OKŁAMAŁA!" - wybuchnął gniewem zarzucając mi kłamstwo ponieważ przeczytałam dwie litery nie tak jak były napisane. Przez 30 minut rzucał we mnie błotem za te dwa słowa.
Kilka dni później sprawdziłam tego kretyna w bazie. Wysłał zgłoszenie, w którym ROZKAZUJE rozpatrującemu przyznać mu rekompensatę w formie 50-złotowego upustu na abonament za moje kłamstwo!
Kolega odsłuchał rozmowę aby ustalić o jakież to kłamstwo się rozchodzi. Po wszystkim zamknął zgłoszenie faceta z formułką "pocałuj nas gościu w dupę" ubraną w piękną i profesjonalną nomenklaturę. : )
piątek, 20 września 2013
Rozmowy niemerytoryczne
Nawet nie macie pojęcia jak ciężko kogoś spławić po zakończonej merytorycznej części rozmowy. Duża ilość szanownych abonentów lubi sobie pogadać na "wszystkolinii Playa".
Są rozmowy, które stają się sympatycznie pomimo upływającego czasu ale i zdarzają się takie, które po prostu wywołują nagłą chęć "ześlizgnięcia" klienta z linii. Dla przykładu napalony zwierz, który nieszczęśliwie wpadł do mnie.
Klient: A czy na koniec mógłbym powiedzieć coś bezpośredniego?
Ja: Słucham.
Klient: Seksowny ma Pani głos, brałbym Panią jak świeży boczek!
Ja: ... dziękuję?
Klient: A to jak już mam Panią na linii to tak sobie zapytam. Gdzie Pani przebywa?
Ja: W pracy
Klient: Tak, tak, ale mi chodzi o miasto
Ja: A tego to już nie mogę powiedzieć.
Klient: Ale szumi morze czy wieje halny?
Ja: Szumi morze
Klient: No to brałbym Panią nad brzegiem morza
Ja: x_x
Do mojego znajomego dodzwoniła się kiedyś kancelaria pewnego BARDZO znanego polityka. Okazało się, że dzwonił Pan z Biura Ochrony Rządu z zapytaniem o faktury bodajże. Mój kumpel był jedną z tych osób, które pracę traktowały z przymrużeniem oka. Początkowo rozmawiali o płatnościach, lecz po około 20 minutach słyszałam już tylko "Ty, a zastrzeliłeś już kogoś?", "Ale beka hahaha", "No to grubo", "Nie no Ty z Wawy jesteś z ja z Gdańska, to kurde nie bardzo".
Dla odmiany, moje dzisiejsze starcie z trudnym klientem. Pozornie banalna rozmowa stała się dłuuuugim monologiem klienta odnośnie organizacji ruchu w Chorzowie.
Kolejny klient sprzed kilku dni rozpoczął fascynujący dyskurs o genezie powstania emotikonek, a miła starsza Pani uskarżała się na służbę zdrowia. Była także babinka opowiadająca o kremacji swojego męża i klient starszej daty, który chwalił się, że jego córka dorabia sobie jako SMS-owa wróżka.
Tematów do poruszenia na infolinii operatora komórkowego jest bez liku. Jak się dobrze zastanowicie, to macie szansę by pojawić się na moim blogu w roli tego piekielnego : ).
I mały smaczysław na koniec:
Klient: Proszę o mi powiedzieć, dlaczego nie odbiera mi HBO?!
Ja: Niestety nie wiem, my nie świadczymy usług telewizji...
Klient: Kurwa! Infolinia to infolinia, więc niech Pani mówi!
Są rozmowy, które stają się sympatycznie pomimo upływającego czasu ale i zdarzają się takie, które po prostu wywołują nagłą chęć "ześlizgnięcia" klienta z linii. Dla przykładu napalony zwierz, który nieszczęśliwie wpadł do mnie.
Klient: A czy na koniec mógłbym powiedzieć coś bezpośredniego?
Ja: Słucham.
Klient: Seksowny ma Pani głos, brałbym Panią jak świeży boczek!
Ja: ... dziękuję?
Klient: A to jak już mam Panią na linii to tak sobie zapytam. Gdzie Pani przebywa?
Ja: W pracy
Klient: Tak, tak, ale mi chodzi o miasto
Ja: A tego to już nie mogę powiedzieć.
Klient: Ale szumi morze czy wieje halny?
Ja: Szumi morze
Klient: No to brałbym Panią nad brzegiem morza
Ja: x_x
Do mojego znajomego dodzwoniła się kiedyś kancelaria pewnego BARDZO znanego polityka. Okazało się, że dzwonił Pan z Biura Ochrony Rządu z zapytaniem o faktury bodajże. Mój kumpel był jedną z tych osób, które pracę traktowały z przymrużeniem oka. Początkowo rozmawiali o płatnościach, lecz po około 20 minutach słyszałam już tylko "Ty, a zastrzeliłeś już kogoś?", "Ale beka hahaha", "No to grubo", "Nie no Ty z Wawy jesteś z ja z Gdańska, to kurde nie bardzo".
Dla odmiany, moje dzisiejsze starcie z trudnym klientem. Pozornie banalna rozmowa stała się dłuuuugim monologiem klienta odnośnie organizacji ruchu w Chorzowie.
Kolejny klient sprzed kilku dni rozpoczął fascynujący dyskurs o genezie powstania emotikonek, a miła starsza Pani uskarżała się na służbę zdrowia. Była także babinka opowiadająca o kremacji swojego męża i klient starszej daty, który chwalił się, że jego córka dorabia sobie jako SMS-owa wróżka.
Tematów do poruszenia na infolinii operatora komórkowego jest bez liku. Jak się dobrze zastanowicie, to macie szansę by pojawić się na moim blogu w roli tego piekielnego : ).
I mały smaczysław na koniec:
Klient: Proszę o mi powiedzieć, dlaczego nie odbiera mi HBO?!
Ja: Niestety nie wiem, my nie świadczymy usług telewizji...
Klient: Kurwa! Infolinia to infolinia, więc niech Pani mówi!
wtorek, 3 września 2013
Historia połączeń : )
Ostatnio często trafiają się przypadki gdy mąż dzwoni na infolinię, celem sprawdzenia billingów żony oraz na odwrót.
Jako, że znają swoje hasła abonenckie nawzajem, mogą się sprawdzać. Czasem jednak, mimo że mają coś do ukrycia, hasło udostępniają (albo po prostu palną w widoczne miejsce umowę) i w wyniku tego powstają różne dziwne sytuacje. :)
Dzwoni pan-mąż zapytać o biling żony. Zweryfikowany, wszystko cacy.
Podaję wyciąg rozmów z ostatnich dni z numerem, o który klient mnie zapytał. Po czym nagle słyszę wydzieranie się
Klient: ZABIJĘ TĄ KU##E PI###OLONĄ, TEGO SKU###SYNA TEŻ ZA###IĘ!
Gdy usłyszałam rzut krzesłem, to serce mi stanęło...
Nie wiem komu bardziej współczuć.
Innego dnia było znowuż dosyć smutno.
Dzwoni tym razem - pani żona. Sympatyczny, młody głos.
Oczywiście prosi o sprawdzenie wykazu połączeń męża.
Zweryfikowana elegancko, nawet imię kochającej żony jako hasło abonenckie...
Klientka: Mogłaby mi pani przeczytać wykaz połączeń?
Po zapoznaniu klientki z częścią połączeń...
Czyli z jednego dnia około 20 połączeń i prawie setka SMS-ów z jednym numerem....
Klientka już drżącym głosem zapytała
Klientka: Czy z innych dni... czy jest podobnie?
Z przykrością musiałam przytaknąć.
Pani popłakała mi się do słuchawki i przeprosiła, iż nie może kontynuować rozmowy.
Przyznam... było mi naprawdę przykro. : (
Ale bywały też wesołe sytuacje, choć niekoniecznie dla mojego rozmówcy :)
Na linii wymyślaliśmy różne sposoby na "wałki".
Dzwoni pan mąż. Cwaniaczek trochę z głosu.
Klient: Witam. Ja chciałbym uzyskać billing za maj.
Oczywiście problemu nie ma... wszystko spełnione i ostatnie pytanie z mojej strony.
Ja: Czy adres do korespondencji pozostaje bez zmian?
Na ten właśnie podeślemy billing.
Klient: Tak tak, jasne...
Gdy już został zlecony do wysyłki (a tej czynności nie można cofnąć), klienta nagle olśniło.
Klient: A właśnie. Chciałbym aby mi pani wykreśliła jeden numer z billingów... Bo żona pewnie zobaczy mój billing i mnie z domu wykopie.
Ja: No niestety takiej możliwości nie ma.
Klient: A w sieci X tak się dało!
Stały tekst. Jeżeli czegoś nie możemy, to próba przekonania nas że w innej sieci TO można, są na porządku dziennym.
Ja: Zapewniam pana, że u żadnego operatora nie ma możliwości ingerencji w pana wykaz połączeń.
Klient: Jasna cholera, pani tego w takim razie nie wysyła.
Ja: Niestety ale billing zostaje już przekazany do wysyłki.
Klient: Pani mi powie jak mogę to sfałszować!
Ostatecznie klient postanowił sobie wykaz zeskanować i nieco "poprzerabiać" w Photoshopie. Dopiero później zorientował się, że billingi zostały wysłane na adres, pod którym przebywa głównie żoneczka - namiętna czytelniczka prenumerowanych gazetek, po które codziennie schodzi do skrzynki.
Pan stwierdził, że pozostaje mu się przeżegnać.
No niestety moi drodzy.
Jeżeli już coś ukrywacie, to pilnujcie hasła abonenckiego.
Amen.
Jako, że znają swoje hasła abonenckie nawzajem, mogą się sprawdzać. Czasem jednak, mimo że mają coś do ukrycia, hasło udostępniają (albo po prostu palną w widoczne miejsce umowę) i w wyniku tego powstają różne dziwne sytuacje. :)
Dzwoni pan-mąż zapytać o biling żony. Zweryfikowany, wszystko cacy.
Podaję wyciąg rozmów z ostatnich dni z numerem, o który klient mnie zapytał. Po czym nagle słyszę wydzieranie się
Klient: ZABIJĘ TĄ KU##E PI###OLONĄ, TEGO SKU###SYNA TEŻ ZA###IĘ!
Gdy usłyszałam rzut krzesłem, to serce mi stanęło...
Nie wiem komu bardziej współczuć.
Innego dnia było znowuż dosyć smutno.
Dzwoni tym razem - pani żona. Sympatyczny, młody głos.
Oczywiście prosi o sprawdzenie wykazu połączeń męża.
Zweryfikowana elegancko, nawet imię kochającej żony jako hasło abonenckie...
Klientka: Mogłaby mi pani przeczytać wykaz połączeń?
Po zapoznaniu klientki z częścią połączeń...
Czyli z jednego dnia około 20 połączeń i prawie setka SMS-ów z jednym numerem....
Klientka już drżącym głosem zapytała
Klientka: Czy z innych dni... czy jest podobnie?
Z przykrością musiałam przytaknąć.
Pani popłakała mi się do słuchawki i przeprosiła, iż nie może kontynuować rozmowy.
Przyznam... było mi naprawdę przykro. : (
Ale bywały też wesołe sytuacje, choć niekoniecznie dla mojego rozmówcy :)
Na linii wymyślaliśmy różne sposoby na "wałki".
Dzwoni pan mąż. Cwaniaczek trochę z głosu.
Klient: Witam. Ja chciałbym uzyskać billing za maj.
Oczywiście problemu nie ma... wszystko spełnione i ostatnie pytanie z mojej strony.
Ja: Czy adres do korespondencji pozostaje bez zmian?
Na ten właśnie podeślemy billing.
Klient: Tak tak, jasne...
Gdy już został zlecony do wysyłki (a tej czynności nie można cofnąć), klienta nagle olśniło.
Klient: A właśnie. Chciałbym aby mi pani wykreśliła jeden numer z billingów... Bo żona pewnie zobaczy mój billing i mnie z domu wykopie.
Ja: No niestety takiej możliwości nie ma.
Klient: A w sieci X tak się dało!
Stały tekst. Jeżeli czegoś nie możemy, to próba przekonania nas że w innej sieci TO można, są na porządku dziennym.
Ja: Zapewniam pana, że u żadnego operatora nie ma możliwości ingerencji w pana wykaz połączeń.
Klient: Jasna cholera, pani tego w takim razie nie wysyła.
Ja: Niestety ale billing zostaje już przekazany do wysyłki.
Klient: Pani mi powie jak mogę to sfałszować!
Ostatecznie klient postanowił sobie wykaz zeskanować i nieco "poprzerabiać" w Photoshopie. Dopiero później zorientował się, że billingi zostały wysłane na adres, pod którym przebywa głównie żoneczka - namiętna czytelniczka prenumerowanych gazetek, po które codziennie schodzi do skrzynki.
Pan stwierdził, że pozostaje mu się przeżegnać.
No niestety moi drodzy.
Jeżeli już coś ukrywacie, to pilnujcie hasła abonenckiego.
Amen.
Subskrybuj:
Posty (Atom)