sobota, 29 czerwca 2013

Piątek, świątek i niedziela

Święta w pracy! Oj tak, szczerze uwielbiam. Ale nie na infolinii. Tam niezależnie od dnia, klienci walą drzwiami i oknami o każdą pierdołę.
W wigilię 2011 r szłam do pracy z radością wypisaną na twarzy. Wzięłam sobie zmianę 9 godzinną, żeby zarobić a się nie narobić. Okazało się, że tego dnia na sali były AŻ trzy osoby. O godzinie 7 rano wszyscy zalogowani i z uśmiechami na twarzy wchodzą na tzw. AUTO IN, czyli przełączają telefon na opcję automatycznego odbierania wpadających dzwonków. Nagle kolejka podskoczyła do 30 osób na info, 40 osób na fakturach i jakiś - dajmy na to 10 osób na technicznym. Odbieramy jak szaleni myśląc "Spoko, są święta, to wolą wszystko pozałatwiać pilnego, jakieś blokady czy coś". O godzinie 11 klienci dalej wydzwaniali, kolejki się ani trochę nie zmniejszały. Ja zapisana byłam na przerwę od 9:30 widząc stan na obecną chwilę. Tak naprawdę nikt nie dzwonił z ważną sprawą. Pytali o pakiety, ofertę, przedłużenie umowy, specyfikacje telefonu. I nagle wpada ONA. Starsza Pani, która zadzwoniła i prosi o szybkie przeczytanie odpowiedzi na reklamację, którą jej odesłaliśmy. Czytam, czytam i słyszę "Pani czyta szybciej", więc czytam szybciej, znowu słyszę "Jeszcze szybciej bo nie mam czasu" (to po cholerę dzwonisz?) i nagle "Wie Pani co, ja zadzwonię później bo teraz uszka kleję do barszczu".
Opadły mi ręce. O 13 (a ja dalej bez przerwy!) zadzwoniła kolejna Pani, o swoje wypytała po czym znokautowała mnie zdaniem "A czemu Pani w pracy siedzi w wigilię? Szybciutko do domku i pierogi lepić dla dzieci!". (hehehe, dla dzieci...).
To było nic. Mi już gardło zaczynało pomału siadać, brzuch burczał do tego stopnia, że bałam się komentarza klienta w razie gdyby usłyszał. Pytam Team Leadera czy mogę wyjść na 5 minut, zjeść bułkę. Mowy nie ma bo kolejki. Cudownie.
Godzina 14 (ja dalej bez przerwy od 7...) wpada kolejne, legendarne połączenie:
Klient: Współczuję, że musi Pani pracować w święta...
Ja: Nie jest źle (jasne)... Ja tam lubię swoją pracę (jasne)....
Klient: Boże, jakie bzdury każą wam tam mówić. Aż żal słuchać!

W trakcie ostatniej godziny pracy o godz 15 (tak zgadliście, dalej bez przerwy) wszystko zrobiło mi się kompletnie obojętne. Bez żarcia w ustach od godziny 21 dnia poprzedniego, naprawdę to był najgorszy dzień w całym moim życiu.
I wtedy trafiła się prawdziwa bomba. Klientka, która kłóciła się, że naliczyliśmy jej na fakturze 30zł za połączenie z wróżbitą Maciejem. Spytałam się jej czy wróżbita Maciej przewidział taką fakturę, to się wnerwiła i rzuciła słuchawką. Warto było. Ta sytuacja mnie z lekka podbudowała.
DOSTAŁAM PRZERWĘ! ... Kwadrans przed końcem pracy : ).

To był najdłuższy dzień w moim życiu. A miała być lekka kasa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz